Zacząć trzeba od tego, że gdy startował samorząd województwa po reformie była umowa dżentelmeńska, że marszałkowie będą rotacyjni, raz ze strony toruńskiej, raz z bydgoskiej. W pierwszej kadencji marszałkiem był toruński polityk Waldemar Achramowicz, w zamian wicemarszałkiem był Jan Szopiński z Bydgoszczy, a przewodniczącą sejmiku Lucyna Andrysiak z Bydgoszczy.
W 2002 roku Archamowicz nie chciał jednak oddać władzy zatem ten układ utrzymano do 2006 roku. Zatem SLD jako pierwsze złamało tamtą umowę dżentelmeńską. Wtedy władzę przejął Piotr Całbecki – ponownie marszałkiem bym nominat Torunia, wtedy też przyznano, że umowa o rotacyjnych marszałkach przestała obowiązywać, ale w zamian Bydgoszcz miała mieć dwóch wicemarszałków oraz dwóch członków prezydium, w tym przewodniczącego – wicemarszałkami wskazanymi przez Bydgoszcz zostali Włodzisław Giziński i Maciej Eckardt, przewodniczącym sejmiku został Krzysztof Sikora, a wice Grzegorz Schreiber. W 2006 roku mieliśmy zatem obiecanych dwóch członków zarządu i dwa miejsca w prezydium!
Co prawda krótko później zamieniono Gizińskiego (obecnego posła) na bardziej uległego wobec marszałka Całbeckiego Edwarda Hartwicha to taka sytuacja utrzymała się do okolic 2010 roku, gdy PiS postanowił odwołać Eckardta. Wtedy w jego miejsce dobrano toruńskiego polityka Macieja Korolko.
Od 2010 roku był zatem już tylko jeden wicemarszałek z Bydgoszczy, nadal Bydgoszczy przypadała funkcja przewodniczącego, którą pełniła do 2014 roku Dorota Jakuta. Od 2014 roku przewodniczący sejmiku nie był już związany z Bydgoszczą, wtedy to stanowisko w ramach ustaleń koalicyjnych przypadło PSL, które mianowało Ryszarda Bobera ze strony toruńskiej.
Gdy powstawało województwo kujawsko-pomorskie zawarto dżentelmeńską umowę, że marszałek będzie raz z Torunia raz z Bydgoszczy. Od 1998 roku żadnego marszałka z Bydgoszczy nie było, z biegiem kolejnych kadencji spadała natomiast rola Bydgoszczy w Samorządzie Województwa, teraz spasowaliśmy do zadowolenia się z funkcji wiceprzewodniczącego sejmiku – tak zaczyna się nasza publikacja ze stycznia 2019 roku - W 2006 roku nie było odwagi w koalicji, aby nie wskazać na funkcję przewodniczącego osoby popieranej w Bydgoszczy, dzisiaj nie jest to już jednak niczym nadzwyczajnym.
Wybrane w poniedziałek prezydium nie ma żadnego reprezentanta Bydgoszczy, największego miasta regionu. To co było świętością od 1998 roku do 2014 roku, czyli przewodniczący z Bydgoszczy wydawać się może nowym radnym abstrakcją, ale teraz tworzymy nowy etap, w którym nawet w prezydium nie musi być przedstawiciela Bydgoszczy. Osoby, które w Bydgoszczy teraz powtarzają tezę, że to czy ktoś w prezydium jest czy też nie, niech mają świadomość, że przyczyniają się do przekonywania opinii społecznej, że mamy się pogodzić z tym faktem dokonanym. Kto wie – czy w kolejne kadencji ktoś nie uzna, że Bydgoszcz nie musi mieć nawet wicemarszałka (a być może w tej, bo przecież Zarządu Województwa jeszcze nie wybrano, bo się toczą w Warszawie jakieś negocjacje).