Jesteś tutaj: Home

Kulisy ustalania list zjednoczonej lewicy

Napisane przez  Ł.R. Opublikowano w Bydgoszcz środa, 12 sierpień 2015 09:53

Jeszcze kilka miesięcy temu nie do pomyślenia był start z bydgoskiej listy SLD spadochroniarza, gdyż to ugrupowanie najostrzej krytykowało zesłanych w teczce kandydatów z konkurencyjnych list. Tak było chociażby w roku 2009, gdy listę PiS do Parlamentu Europejskiego otworzył Ryszard Czarnecki. Dzisiaj bydgoskie SLD musi robić dobrą minę do złej gry, po tym jak władze partyjne zdecydowały się umieścić na ,,jedynce” Krzysztofa Gawkowskiego.

Za tą decyzją stoi najbliższe otoczenie szefa partii Leszka Millera, który nie cieszył się zbyt dużym poparciem wśród bydgoskich działaczy SLD młodego pokolenia. Z jednej strony w Bydgoszczy nie podobał się jego konflikt z Grzegorzem Napieralskim, z drugiej zaś negatywnie odbierane były decyzje władz centralnych osłabiających partię, jak wystawienie na prezydenta Magdaleny Ogórek. Środowisko Millera pomimo doprowadzenia partii na skraj rozkładu, chce jeszcze ugryźć dla siebie kilka mandatów sejmowych.

 

Grupa Leszka Millera wprowadziła do statutu partii zmiany, które zlikwidowały wpływ struktur lokalnych na układanie list do parlamentu, pozostawiając te decyzje centrali w Warszawie. Kilka tygodni temu zapadła decyzja o wspólnym starcie z partią Janusza Palikota i innymi organizacjami, pod szyldem zjednoczonej lewicy. Oznaczało to konieczność osiągnięcia kompromisu w sprawie podziału miejsc na listach wyborczych dających szansę na mandaty.

 

Po decyzji posłanki Anny Bańkowskiej o zakończeniu kariery parlamentarnej, Janusz Palikot zażądał ,,jedynki” w okręgu bydgoskim dla swojej partii. Rozważano dwie kandydatury: Kazimiery Szczuki i prof. Magdaleny Środy. Bydgoszcz dla SLD była jednak ważnym okręgiem, stąd też partia zdecydowała się wystawić tutaj kogoś ze ścisłego kierownictwa – padło na Krzysztofa Gawkowskiego, który wstępnie był przymierzany do startu z Sosnowca. W świetle tych wydarzeń, na ,,jedynkę” nie miał szans żaden z lokalnych samorządowców.

 

Decyzja o wykluczeniu z listy Romana Jasiakiewicza, aby nie zagroził mandatowi Gawkowskiego, dodaje tej sprawie jeszcze większego paradoksu.