Jesteś tutaj: Home

Bp. Tyrawa: Władza pochodzi od Boga, tym samym podlega prawu Bożemu

Napisane przez  Redakcja Opublikowano w Bydgoszcz sobota, 04 maj 2019 00:22

W swojej homilii wygłoszonej w trakcie obchodów 228. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja bp. Jan Tyrawa porównał ten dokument z uchwaloną nieco wcześniej Konstytucją Stanów Zjednoczonych. Konstytucje różnił stosunek do Boga i religii. Prezentujemy fragmenty homilii bp. Tyrawy.

Kiedy mówimy o cywilizacji, w którą wszczepiona została wówczas Polska, to mówimy o cywilizacji o chrześcijańskim charakterze, to znaczy, że cywilizacja ta kieruje się prawem naturalnym wszczepionym przez Boga wszystkim ludziom, Dekalogiem, który Bóg objawił, Magisterium Kościoła, które Bóg przekazuje za pośrednictwem papieży, soborów, tradycji. Zakładało to publiczne oddawanie czci Trójjedynemu Bogu i właściwe miejsce dla Kościoła w społeczeństwie (państwie), troszczącego się o sprawy duchowe; sens i cel ludzkiego życia. Później papież Leon XIII powtórzył tradycyjne tezy Kościoła w encyklice Immortale Dei. „Bóg rozdzielił rządy nad rodem ludzkim pomiędzy dwie władze – duchową i świecką: pierwsza przełożoną nad sprawami boskimi, druga nad ludzkimi. Każda z nich jest w swoim obrębie najwyższa: każda ma pewne granice nieprzebyte, a zakreślone istotą rzeczy właściwymi każdej przyczynami (…) W ten sposób kształtowały się relacje państwa i Kościoła, gdzie władza i obywatele zachowywali w społeczeństwie własną, odrębną tożsamość i funkcje, z natury zjednoczeni w moralnej wspólnocie. Dla wyrażenia tej wspólnoty John z Salisbury w głębokim średniowieczu posłużył się metaforą, gdzie społeczeństwo miało być „ciałem”, Kościół – „duszą”. Wszystkie organy władzy miały być posłuszne duszy, czyli moralnemu i duchowemu przesłaniu, nie Kościołowi, jakby złośliwie niektórzy chcieli powiedzieć, lecz Bogu, któremu ma podlegać władza kościelna i państwowa.

 

 

W tym miejscu przejdźmy do porównania dwóch konstytucji: Konstytucji Stanów Zjednoczonych i Konstytucji 3 maja. Stany Zjednoczone poszły radykalnie w drugim kierunku. Jedność ciała i duszy zostaje rozerwana i państwo pozbawione zostało moralnego kompasu. W Konstytucji Stanów Zjednoczonych stwierdza się, że „wszyscy funkcjonariusze władz wykonawczych i sądowych, zarówno Stanów Zjednoczonych, jak też poszczególnych stanów, obowiązani są złożyć przysięgę lub ślubowanie, że będą służyć niniejszej Konstytucji. Nigdy jednak powierzenie w służbie Stanów Zjednoczonych urzędu lub funkcji publicznej nie może być uzależnione od wyznania wiary” – tak mówi Art. VI. A pierwsza poprawka do Konstytucji zabrania ustawowego wprowadzania religii, co czyni Konstytucję nie tyle neutralną, co agnostyczną. Odtąd odejście od idei głoszonych przez Ewangelię stało się chlubą i dąży do tego, aby Kościół uznał, że w sferze społecznej jest tylko jedną z instytucji w obrębie państwa. Ograniczanie Kościołowi możliwości wypełniania misji, do czego dążą Jego wrogowie, instynktownie zmierza ku najbardziej opresyjnej postaci pogańskiego absolutyzmu.

 

W tak przyjętym nowym porządku miejsce Boga ma zająć wolność. W takim też porządku chrześcijańska wiara staje się sprawą prywatną i państwu niepotrzebną, bowiem wolność głosi, że władza wywodzi się z suwerennej woli narodu. Jedynym ograniczeniem wolności ma być zapobieganie przemocy, ochrona własności, a jedynym dążeniem – szczęście. Otwierało to drogę hedonizmowi, nieskrępowanemu folgowaniu słabościom i społecznemu na to przyzwoleniu. Jak powie Leon XIII, otwarło to drogę „wyuzdanej wolności, wśród niesłychanych zaburzeń przeszłego wieku wymyślone i światu ogłoszone jako zasady i podwaliny nowego prawa, dawniej nieznanego”. A czterdzieści lat po Leonie XIII Pius IX stwierdzał: „Gdy Boga i Jezusa Chrystusa (…) usunięto z praw i z państw i gdy już nie od Boga, lecz od ludzi wywodzony początek władzy, stało się, iż zburzone zostały fundamenty pod tąż władzę, gdyż usunięto przyczynę, dlaczego jedni mają prawo rozkazywać, drudzy zaś mają obowiązek słuchać. Z tego powodu musiało być wstrząśnięte całe społeczeństwo ludzkie, gdyż brakło mu stałej i silnej podstawy”. Ale to dopiero miało się okazać w późniejszych czasach.

 

Stany Zjednoczone – stowarzyszenie liberalnego państwa i społeczeństwa bez chrześcijańskiego Boga (zapomniano wspomnieć o Nim w Konstytucji) stało się państwem liberalnym, indywidualistycznym, laickim, agnostycznym. Powstało w wyniku rewolucji dokonanej w imię wolności. Wolność zaś nigdzie i nigdy nie spełniła nadziei, jakie w niej pokładano, ponieważ idea ta sprowadza się po prostu do stworzenia, w miejsce wcześniejszej, nowej formy najwyższej władzy politycznej, ściślej mówiąc – elit, które uważały chrześcijaństwo za sprawę prywatną i eliminowały religię z prawodawstwa i życia publicznego. Był to nieustanny proces sekularyzacji i emancypacji od Boga i Kościołów na ogół protestanckich, które same z siebie niosły silny antykatolicyzm. Czyż nie tu trzeba widzieć pierwsze formy realizacji tak rozumianej wolności prowadzącej ku pornografii, zorganizowanym domom publicznym, fali rozwodów, antykoncepcji, wymieraniu społeczeństw zachodnich, rewolucji seksualnej, szerszeniu się hedonistycznego konsumpcjonizmu, „wolnemu” rynkowi wyzbytemu moralnych hamulców, dewaluacji sztuki, literatury, muzyki. Dzisiaj jesteśmy świadkami negowania nawet stoickich cnót, które wyznawane były przez pogańskich Greków i Rzymian. (…)

 

Dzisiaj jesteśmy świadkami, jak nieetyczne władze ściągają z nieetycznego rynku trybut w postaci podatków i wymuszają regulacje, które przyczyniają się do stałego spadku poziomu materialnego dobrobytu obywateli. Miarą coraz bardziej pogłębiającego się obniżania poziomu materialnego dobrobytu są coraz bardziej mnożące się kredyty. A jednocześnie nieetyczne władze gwarantują nieetycznemu rynkowi działanie sprzeczne z zasadami moralnymi. To właśnie legło u podstaw kryzysu ekonomicznego, który zaistniał właśnie w Stanach Zjednoczonych w latach 2007-2008. One także były miejscem wielkiego kryzysu gospodarczego lat dwudziestych ubiegłego wieku, trudno tu mówić o ślepym przypadku. Gwałtowny spadek poziomu dobrobytu pchnął obywateli w kierunku kredytów, których następnie nie byli zdolni spłacić. Padły banki, ale nieetyczne władze uratowały je dotacjami wziętymi z podatków obywateli, którzy jednak swoich pieniędzy, jakie do tych banków zanieśli, nie odzyskali. Czyż tego samego nie można powiedzieć o kredytach frankowych?

 

 

Swoistą analizę problemów francuskich, ujawniających się w manifeście „żółtych kamizelek”, ukazali francuscy intelektualiści i biskupi. „Grupa 19 katolickich intelektualistów apeluje o nowy katolicyzm społeczny. Podkreślają oni, że aktualny kryzys nie ogranicza się do jednej tylko klasy społecznej. Dotyczy szeroko pojętych peryferii obejmujących co najmniej 60 procent społeczeństwa. Czują się one ofiarą globalizacji. Doświadczają marginalizacji i swoistego pustynnienia swych środowisk, gdzie coraz trudniej jest o dostęp do podstawowych świadczeń. Dlatego sprzeciwiają się globalizacji zarówno gospodarczej, jak i kulturalnej, bo czują, że nie mają na nią żadnego wpływu”.

 

A kardynał Paryża André Vingt-Trois stwierdza: „Jest to kryzys, którego nie można przezwyciężyć samymi tylko manifestacjami. W nasze społeczeństwo uderzyła niczym bumerang logika konsumpcji. Ludzi zwodzi się w reklamie wizją dóbr, do których nie mają i nie będą mieli dostępu, bo ich po prostu na to nie stać. Sztucznie napędza się żądzę posiadania dóbr, zapominając, że wielu naszych współczesnych nie stać na ten magiczny świat, o którym słyszą w reklamach. Snuje się przed nimi wizję idealnego świata konsumpcji, do którego jednak nie mają wstępu. Chcą więc zdobyć ten zakazany świat. Cały system naszego społeczeństwa opiera się na zachęcaniu ludzi, by wydawali więcej, niż zarabiają. Oczywiście od ludzi, którzy mają poczucie, że ich życie jest zrujnowane, nie możemy wymagać optymizmu. W takim jednak świecie misją chrześcijan jest pokazać, że można żyć inaczej, skromniej, nie pozwalając, by wciągnął nas wir konsumpcji, nie uciekając od rzeczywistości, lecz stawiając jej czoło”.

 

(…)

 

W dwusetną rocznicę Konstytucji 3 maja podczas nabożeństwa dziękczynnego w Warszawie Jan Paweł II zauważył, że jej uchwalenie zwieńczone zostało słowami z hymnu Ambrozjańskiego Te Deum laudamus – „Naucz nas być wolnymi”. Dzieło Konstytucji przyniesione zostało do warszawskiej katedry „przed Twe oblicze – Święty Boże, Święty mocny, Święty a nieśmiertelny”.

 

I mówił dalej Papież: „Po upływie dwóch wieków doceniamy pełniej jeszcze wagę tego dokumentu: odczytujemy w nim prawdę o Polsce, zakorzenioną w przeszłości, a równocześnie wychyloną w przyszłość. I dlatego Konstytucja 3 maja w tym właśnie dziejowym momencie, wobec bliskiej już groźby utraty niepodległości, była dokumentem profetycznym i opatrznościowym. Ona sprawiła, że nie można było odebrać Polsce jej rzeczywistego bytu na kontynencie europejskim, bo ten byt został zapisany w słowach Konstytucji 3 maja. A słowa te, mając moc prawdy, okazały się potężniejsze od potrójnej przemocy, która spadła na Rzeczpospolitą. Słowa tej prawdy okazały się twórcze i „stwórcze”. Synowie i córki tej ziemi nie przestali wierzyć w „odnowę jej oblicza” tchnieniem tego Ducha, który natchnął twórców Konstytucji 3 maja”.

 

Módlmy się zatem w Święto Królowej Polski o Jej pomoc i wsparcie jak kiedyś, tak i dziś, „aby ta sama prawda i mądrość, jaka wyraziła się w majowej Konstytucji, ukształtowała dalszą przyszłość Rzeczypospolitej w duchu sprawiedliwości i miłości społecznej dla dobra wszystkich ludzi i chwały Boga samego”. Amen.